Z uśmiechem na twarzy weszłam do domu. Pokazałam się że jestem i poszłam do siebie. Rozłożyłam sobie plan na łóżku i spakowałam książki do torby. Między zeszytami natknęłam się na ten tekst. Podpisany był ale o dziwo nie jej imieniem i nazwiskiem ale Eric Volvarine.
Nie mam siły, by wstać,
nie mam siły, by iść.
Nie mam siły, by grać,
nie mam siły, by żyć.
Eksploduje mój mózg,
atakuje mnie chłód.
Zasypuje rój gróz,
to rujnuje mnie znów,
ale nagle w żagle łapię ciepły wiatr,
znów pragnę, naprawdę widzę piękny świat.
Kiedy na rękach mam córkę IVE i Pauli,
wtedy wiem, że to Pan szczęście prawdziwe dał mi.
Pamiętam chwile, kiedy dopadał głód,
kiedy łapał za but, wtedy szlochał ten czub.
Tylko Juras podał dłoń, bracie, kocham Cię!
Dawid eksplodował, bo za długo szlochał, wiesz?
Ref.
Tyle chwil, które w nas są - one rodzą ból,
Te dni, które czas wziął, nie powrócą już.
Po każdej, największej burzy, ten promień musi wyjść.
On mówi nam "w stronę słońca idź", "w stronę słońca idź".
Juras zdjął mi kaganiec, Sokół spuścił ze smyczy.
Aura flow, super samiec nie wypuści zdobyczy, słyszysz?
To ten ćpun, jego bunt opanował Was
zanim tłum, zanim bum wylądował w snach.
Tulę mamę, mama dumna, płynie łza.
Wychowała dama chama, mama siłę ma.
Upadam, żeby powstać, wstaję, żeby biec.
Biegnę, żeby wygrać, Ty też!
Siostrzyczko, ciężko wychowywać samej córkę.
Mała księżniczko, wujek kocha Maję pszczółkę.
Kobiety zostawiały, one zdradzały mnie,
niestety rujnowały i się chowały w cień.
Ref.
Tyle chwil, które w nas są - one rodzą ból,
Te dni, które czas wziął, nie powrócą już.
Po każdej, największej burzy, ten promień musi wyjść.
On mówi nam "w stronę słońca idź", "w stronę słońca idź".
3. Kilka lat wstecz, nawet na mnie byś nie splunął.
Byłem nikim, szedłem, oczywiście z dumą,
bo czułem, że mam w głowie, w sobie, to coś,
bo poczułem, że ja zrobię Tobie kłopot.
Zraniony, skreślony, pokazał wam jaja,
odrodzony, uwolniony, pokonał Van Damme’a.
Wierzyliśmy w siebie, razem ze mną Eska,
zmieniliśmy scenę, jadę w ciemno gdzieś tam.
Dokąd? Nie wiem, ale wierzę przyjacielu,
że ten pociąg, ten jeden, nas zawiezie do celu.
To dla braci i sióstr sercem z wami,
niech nas prowadzi Bóg, nasze serce krwawi.
Ref.
Tyle chwil, które w nas są - one rodzą ból,
Te dni, które czas wziął, nie powrócą już.
Po każdej, największej burzy, ten promień musi wyjść.
On mówi nam "w stronę słońca idź", "w stronę słońca idź".
To jest świetne ale ja nie potrafię ułożyć do tego podkładu. Wpadłam na pomysł że sobie to skseruję i jak coś mi wpadnie do głowy się odezwę. Nagle rozległo się pukanie na schodach u mnie. Podeszłam żeby zobaczyć kto to. Nie spodziewałam się tutaj tej osoby a w zasadzie osób. Stanęłam jak wryta. Josh i Eric.
- Co wy tu robicie?- Patrzę to na jednego to na drugiego
-Ja przyszedłem bo mnie zapraszałaś wcześniej- uśmiechnął się promiennie. Przeniosłam spojrzenie na Erica.
-A ja przeprosić i z nim posiedzieć.
-Ookej. -Wpuściłam ich do środka i poszłam z nimi do saloniku. Zaraz moja mama przyniosła kilka szklanek napój i coś do jedzenia. Gdy tylko ona wyszła przylazł Max i przyniósł butelkę. Chłopaki popatrzyli na siebie i na mnie. Wzięłam od Maxa butelkę i nalałam sobie do szklanki i zalałam to sokiem pomarańczowym. Chłopaki polewali między sobą i mi jak się skończyło i było ciekawie. Graliśmy w karty i przed 1 się pospaliśmy. Ja usnęłam Joshowi na kolanach a Eric z głową na moich kolanach. Rano obudziliśmy się u mnie na łóżku. Ja leżałam na brzegu obok mnie Eric i dalej Josh. Otworzyłam te zaspane oczy i zobaczyłam że Eric podpiera się na łokciu i patrzy na mnie.
-Dzień dobry-mówi. Ma odkryte ramiona... Coś mi tu nie pasuje. Spojrzałam w dół i zobaczyłam że leże w samej bieliźnie i to koronkowej. Złapałam na kołdrę i naciągnęłam ją do pępka bo chłopak mnie powstrzymał.
-Nie zasłaniaj swojego pięknego ciała.
-żeby jeszcze było się czym chwalić.- chcę się odkręcić na drugi bok ale ten cham i prostak mi nie pozwolił.
-Dalej się gniewasz za tamto pod szkołą?
-Tak. - Nagle znalazł się nade mną- Co ty robisz?
-Przepraszam cię.- wyszeptał mi na ucho i zaczął całować po policzku na linię żuchwy na szyję. Odsunęłam głowę do góry dając mu lepszy dostęp. Znowu powrócił na żuchwę i policzek. zatrzymał się niebezpiecznie blisko ust.
Nie mam siły, by wstać,
nie mam siły, by iść.
Nie mam siły, by grać,
nie mam siły, by żyć.
Eksploduje mój mózg,
atakuje mnie chłód.
Zasypuje rój gróz,
to rujnuje mnie znów,
ale nagle w żagle łapię ciepły wiatr,
znów pragnę, naprawdę widzę piękny świat.
Kiedy na rękach mam córkę IVE i Pauli,
wtedy wiem, że to Pan szczęście prawdziwe dał mi.
Pamiętam chwile, kiedy dopadał głód,
kiedy łapał za but, wtedy szlochał ten czub.
Tylko Juras podał dłoń, bracie, kocham Cię!
Dawid eksplodował, bo za długo szlochał, wiesz?
Ref.
Tyle chwil, które w nas są - one rodzą ból,
Te dni, które czas wziął, nie powrócą już.
Po każdej, największej burzy, ten promień musi wyjść.
On mówi nam "w stronę słońca idź", "w stronę słońca idź".
Juras zdjął mi kaganiec, Sokół spuścił ze smyczy.
Aura flow, super samiec nie wypuści zdobyczy, słyszysz?
To ten ćpun, jego bunt opanował Was
zanim tłum, zanim bum wylądował w snach.
Tulę mamę, mama dumna, płynie łza.
Wychowała dama chama, mama siłę ma.
Upadam, żeby powstać, wstaję, żeby biec.
Biegnę, żeby wygrać, Ty też!
Siostrzyczko, ciężko wychowywać samej córkę.
Mała księżniczko, wujek kocha Maję pszczółkę.
Kobiety zostawiały, one zdradzały mnie,
niestety rujnowały i się chowały w cień.
Ref.
Tyle chwil, które w nas są - one rodzą ból,
Te dni, które czas wziął, nie powrócą już.
Po każdej, największej burzy, ten promień musi wyjść.
On mówi nam "w stronę słońca idź", "w stronę słońca idź".
3. Kilka lat wstecz, nawet na mnie byś nie splunął.
Byłem nikim, szedłem, oczywiście z dumą,
bo czułem, że mam w głowie, w sobie, to coś,
bo poczułem, że ja zrobię Tobie kłopot.
Zraniony, skreślony, pokazał wam jaja,
odrodzony, uwolniony, pokonał Van Damme’a.
Wierzyliśmy w siebie, razem ze mną Eska,
zmieniliśmy scenę, jadę w ciemno gdzieś tam.
Dokąd? Nie wiem, ale wierzę przyjacielu,
że ten pociąg, ten jeden, nas zawiezie do celu.
To dla braci i sióstr sercem z wami,
niech nas prowadzi Bóg, nasze serce krwawi.
Ref.
Tyle chwil, które w nas są - one rodzą ból,
Te dni, które czas wziął, nie powrócą już.
Po każdej, największej burzy, ten promień musi wyjść.
On mówi nam "w stronę słońca idź", "w stronę słońca idź".
To jest świetne ale ja nie potrafię ułożyć do tego podkładu. Wpadłam na pomysł że sobie to skseruję i jak coś mi wpadnie do głowy się odezwę. Nagle rozległo się pukanie na schodach u mnie. Podeszłam żeby zobaczyć kto to. Nie spodziewałam się tutaj tej osoby a w zasadzie osób. Stanęłam jak wryta. Josh i Eric.
- Co wy tu robicie?- Patrzę to na jednego to na drugiego
-Ja przyszedłem bo mnie zapraszałaś wcześniej- uśmiechnął się promiennie. Przeniosłam spojrzenie na Erica.
-A ja przeprosić i z nim posiedzieć.
-Ookej. -Wpuściłam ich do środka i poszłam z nimi do saloniku. Zaraz moja mama przyniosła kilka szklanek napój i coś do jedzenia. Gdy tylko ona wyszła przylazł Max i przyniósł butelkę. Chłopaki popatrzyli na siebie i na mnie. Wzięłam od Maxa butelkę i nalałam sobie do szklanki i zalałam to sokiem pomarańczowym. Chłopaki polewali między sobą i mi jak się skończyło i było ciekawie. Graliśmy w karty i przed 1 się pospaliśmy. Ja usnęłam Joshowi na kolanach a Eric z głową na moich kolanach. Rano obudziliśmy się u mnie na łóżku. Ja leżałam na brzegu obok mnie Eric i dalej Josh. Otworzyłam te zaspane oczy i zobaczyłam że Eric podpiera się na łokciu i patrzy na mnie.
-Dzień dobry-mówi. Ma odkryte ramiona... Coś mi tu nie pasuje. Spojrzałam w dół i zobaczyłam że leże w samej bieliźnie i to koronkowej. Złapałam na kołdrę i naciągnęłam ją do pępka bo chłopak mnie powstrzymał.
-Nie zasłaniaj swojego pięknego ciała.
-żeby jeszcze było się czym chwalić.- chcę się odkręcić na drugi bok ale ten cham i prostak mi nie pozwolił.
-Dalej się gniewasz za tamto pod szkołą?
-Tak. - Nagle znalazł się nade mną- Co ty robisz?
-Przepraszam cię.- wyszeptał mi na ucho i zaczął całować po policzku na linię żuchwy na szyję. Odsunęłam głowę do góry dając mu lepszy dostęp. Znowu powrócił na żuchwę i policzek. zatrzymał się niebezpiecznie blisko ust.