środa, 28 maja 2014

Rozdział 4

Z uśmiechem na twarzy weszłam do domu. Pokazałam się że jestem i poszłam do siebie. Rozłożyłam sobie plan na łóżku i spakowałam książki do torby. Między zeszytami natknęłam się na ten tekst. Podpisany był ale o dziwo nie jej imieniem i  nazwiskiem ale Eric Volvarine.

Nie mam siły, by wstać,
nie mam siły, by iść.
Nie mam siły, by grać,
nie mam siły, by żyć.
Eksploduje mój mózg,
atakuje mnie chłód.
Zasypuje rój gróz,
to rujnuje mnie znów,
ale nagle w żagle łapię ciepły wiatr,
znów pragnę, naprawdę widzę piękny świat.
Kiedy na rękach mam córkę IVE i Pauli,
wtedy wiem, że to Pan szczęście prawdziwe dał mi.
Pamiętam chwile, kiedy dopadał głód,
kiedy łapał za but, wtedy szlochał ten czub.
Tylko Juras podał dłoń, bracie, kocham Cię!
Dawid eksplodował, bo za długo szlochał, wiesz?

Ref.
Tyle chwil, które w nas są - one rodzą ból,
Te dni, które czas wziął, nie powrócą już.

Po każdej, największej burzy, ten promień musi wyjść.
On mówi nam "w stronę słońca idź", "w stronę słońca idź".
Juras zdjął mi kaganiec, Sokół spuścił ze smyczy.
Aura flow, super samiec nie wypuści zdobyczy, słyszysz?
To ten ćpun, jego bunt opanował Was
zanim tłum, zanim bum wylądował w snach.
Tulę mamę, mama dumna, płynie łza.
Wychowała dama chama, mama siłę ma.
Upadam, żeby powstać, wstaję, żeby biec.
Biegnę, żeby wygrać, Ty też!
Siostrzyczko, ciężko wychowywać samej córkę.
Mała księżniczko, wujek kocha Maję pszczółkę.
Kobiety zostawiały, one zdradzały mnie,
niestety rujnowały i się chowały w cień.
Ref.
Tyle chwil, które w nas są - one rodzą ból,
Te dni, które czas wziął, nie powrócą już.
Po każdej, największej burzy, ten promień musi wyjść.
On mówi nam "w stronę słońca idź", "w stronę słońca idź".
3. Kilka lat wstecz, nawet na mnie byś nie splunął.
Byłem nikim, szedłem, oczywiście z dumą,
bo czułem, że mam w głowie, w sobie, to coś,
bo poczułem, że ja zrobię Tobie kłopot.
Zraniony, skreślony, pokazał wam jaja,
odrodzony, uwolniony, pokonał Van Damme’a.
Wierzyliśmy w siebie, razem ze mną Eska,
zmieniliśmy scenę, jadę w ciemno gdzieś tam.
Dokąd? Nie wiem, ale wierzę przyjacielu,
że ten pociąg, ten jeden, nas zawiezie do celu.
To dla braci i sióstr sercem z wami,
niech nas prowadzi Bóg, nasze serce krwawi.
Ref.
Tyle chwil, które w nas są - one rodzą ból,
Te dni, które czas wziął, nie powrócą już.

Po każdej, największej burzy, ten promień musi wyjść.
On mówi nam "w stronę słońca idź", "w stronę słońca idź".


To jest świetne ale ja nie potrafię ułożyć do tego podkładu. Wpadłam na pomysł że sobie to skseruję i jak coś mi wpadnie do głowy się odezwę. Nagle rozległo się pukanie na schodach u mnie. Podeszłam żeby zobaczyć kto to. Nie spodziewałam się tutaj tej osoby a w zasadzie osób. Stanęłam jak wryta. Josh i Eric.
- Co wy tu robicie?- Patrzę to na jednego to na drugiego
-Ja przyszedłem bo mnie zapraszałaś wcześniej- uśmiechnął się promiennie. Przeniosłam spojrzenie na Erica.
-A ja przeprosić i z nim posiedzieć.
-Ookej. -Wpuściłam ich do środka i poszłam z nimi do saloniku. Zaraz moja mama przyniosła kilka szklanek napój i coś do jedzenia. Gdy tylko ona wyszła przylazł Max i przyniósł butelkę. Chłopaki popatrzyli na siebie i na mnie. Wzięłam od Maxa butelkę i nalałam sobie do szklanki i zalałam to sokiem pomarańczowym. Chłopaki polewali między sobą i mi jak się skończyło i było ciekawie. Graliśmy w karty i przed 1 się pospaliśmy. Ja usnęłam Joshowi na kolanach a Eric z głową na moich kolanach. Rano obudziliśmy się u mnie na łóżku. Ja leżałam na brzegu obok mnie Eric i dalej Josh. Otworzyłam te zaspane oczy i zobaczyłam że Eric podpiera się na łokciu i patrzy na mnie.
-Dzień dobry-mówi. Ma odkryte ramiona... Coś mi tu nie pasuje. Spojrzałam w dół i zobaczyłam że leże w samej bieliźnie i to koronkowej. Złapałam na kołdrę i naciągnęłam ją do pępka bo chłopak mnie powstrzymał.
-Nie zasłaniaj swojego pięknego ciała.
-żeby jeszcze było się czym chwalić.- chcę się odkręcić na drugi bok ale ten cham i prostak mi nie pozwolił.
-Dalej się gniewasz za tamto pod szkołą?
-Tak. - Nagle znalazł się nade mną- Co ty robisz?
-Przepraszam cię.- wyszeptał mi na ucho i zaczął całować po policzku na linię żuchwy  na szyję. Odsunęłam głowę do góry dając mu lepszy dostęp. Znowu powrócił na żuchwę i policzek. zatrzymał się niebezpiecznie blisko ust.

sobota, 3 maja 2014

Rozdział 3

Przeszłam do saloniku i usiadłam w fotelu. Zamknęłam oczy i przez chwilę siedziałam w milczeniu myśląc o nowej szkole. Gdy je otworzyłam zobaczyłam że mężczyzna stoi oparty o futrynę i przygląda mi się z zaciekawieniem.-Fajnie się bawisz?-Pytam obojętnym tonem.
-Fantastycznie-odpowiada ironicznie- Mogę usiąść?
-To twój dom-mówię wbijając wzrok w dłonie
-Teraz to mieszkanie jest twoje.-oznajmia.- Chcę żebyś się tu czuła swobodnie. Nie chcę żebyś się mnie bała. W tedy co ci zrobiłem krzywdę byłem pod wpływem-wyznaje.
-Mama wie?
-Nie.-wydaje się skruszony- Niech to zostanie między nami.
-Dalej bierzesz?-pytam cicho nie patrząc na niego.
-Nie już nie biorę.-Mówi spokojnie.- Nie chcę żebyś się mnie bała. Nie chcę żeby między nami było na pieńku. Ja i twoja mama chcemy się pobrać. Zaakceptuj to proszę. Zależy mi na niej jak na nikim innym. Teraz ty tu mieszkasz... I wiesz co-mówi- Fajnie się tu urządziłaś.
-Dziękuję. Chciałabym cię przeprosić że tak cię nazwałam ale mnie poniosło. Mam nadzieję że mi wybaczysz.
- Znamy się rok, żyję prawie 40 lat i nikt mnie nie nazwał pieprzonym kretynem- śmieje się- Mój pierwszy raz.
- Poważnie?
-Tak. Nawyzywali mnie od świń idiotów kretynów i tym podobnych.
- No widzisz. Polecam się na przyszłość. -uśmiecham się.
- Zjedziesz do nas?-pyta mnie z jakimś dziwnym uczuciem
- Nie. Położę się. Trochę zmarzłam wcześniej i włączę sobie jakiś film.
-Przynieść ci coś?-pyta miękko.
-Nie dzięki jak coś będzie mi potrzeba wezmę sobie sama.
-No dobrze-mówi i wzdycha- jak chcesz.- Wstał z kanapy i zatrzymał się w drzwiach.- Twoja matka się uciesz jak zejdziesz do nas.
-Może innym razem. Nie najlepiej się czuję.
-Mam jej to przekazać?
-Jak chcesz ją stracić na co najmniej tydzień śmiało. Jak nie. To nie radzę ci tego robić.
-To powiem jej że jesteś zmęczona i innym razem zejdziesz do nas.
-Ej-wołam za nim. a ten wraca się.- Jak już się pobierzecie-zaczynam- Nie wiem na kiedy to planujecie... Jak mam się do ciebie zwracać?
-Tak jak teraz. Po prostu Max.
-Okej-mówię. Mam teraz trochę do myślenia
 - To zostawię cię teraz samą
-Dobrze- Uśmiecham się

Pierwszy dzień w szkole. Bomba.  Siedziałam pod klasą i patrzyłam tępo w ścianę. Uczniowie zaczynali się powoli gromadzić pod klasą. Pierwsza lekcja zleciała dość szybko. Później następna i następna i tak do końca. Pod szkołą zaczepiła mnie dziewczyna
- Emm Caroline?
-Tak?-Odwróciłam się.
-Hej. Ja jestem  Alice.
-Tak siedziałaś obok mnie na biologii.
-Tak. Na godzinie wychowawczej powiedziałaś że trochę się interesujesz muzyką...-Zaczęła
-Tak i co?- łagodnie zapytałam
-I chciałabym się zapytać czy mogłabyś mi spróbować stworzyć jakiś podkład do tego-podała mi arkusz papieru. Spojrzałam na nią dziwnie.
-Nie wiem. Słuchaj zastanowię się i dam ci znać. - Mówię spokojnie. - Mogę podać ci swój numer.
-Jasne.- Wyciągnęła kartkę i długopis. Zapisałam kilka cyferek na arkuszu i uśmiechnęłam się. - Odezwę się do ciebie wieczorem. Może być?
-Pewnie.- Rozeszłyśmy się. Wychodząc z terenu szkoły wpadłam na jakiegoś nawet nie brzydkiego chłopaka
-Uważaj- Warkną i wyskoczył do mnie z łapami.
- Eric puść ją- Wrzasnął Josh zwracając na nas uwagę pozostałych.
-A ty co? Zadrwił- Obrońca księżniczki.
-Eric...-Wyluzuj trochę. Poklepał Chłopaka po ramieniu.
-Przepraszam- mówi chamsko.
- Bez łaski- mówię pod nosem mając nadzieję że tego nie usłyszy. Zwinnie przechodzę pod jego ramieniem i szybkim krokiem idę w stronę domu.
-Ej zaczekaj.- Krzyknął za mną. Nie zwracałam na to uwagi.- Zaczekaj. Wbiegł przede mnie zagradzając mi tym samym drogę.- Ja chciałem cię przeprosić...
-Za co?-Zapytałam cicho.
- Za to co powiedziałem w kawiarni. Wszystko mi powiedział. Przepraszam.
-W porządku. Nic się nie stało.- Mówię spokojnie.- Możemy już iść?
-Pewnie.- Uśmiechnął się. Byliśmy już prawie pod domem.- Dlaczego jesteś taka cicha? Zawsze taka jesteś?- Kręcę głową uśmiechając się lekko.
- Wpadnij do mnie jak chcesz.
-Dzięki za zaproszenie. Może później.
- Jasne.- Uśmiecham się szerzej. Przed furtką przytulam go na pożegnanie.