Sobota. Budzik obudził mnie o 7 rano. Podniosłam się niechętnie z łóżka i poszłam z kosmetyczką do łazienki. Szybko doprowadziłam się do porządku. Włosy związałam w koński ogon i wzięłam się za rozpakowywanie swoich ubrań. W szafie wszystko starannie poukładałam. trochę porozkładałam po pułkach w komodzie. Z kartonami z odzieżą zeszło mi się do południa. Później zabrałam się za zdjęcia. Powiesiłam na ścianie zdjęcia z tatą, z przyjaciółmi. Ogólnie pamiątki jakie mi zostały po nich. Na komodzie poustawiałam figurki jakie miałam. Kilka aniołków, rybki statek z muszli misie, pieski, krasnala z soli, Krasnala ze słomy i jeszcze wiele innych. Na drugiej półce postawiłam pluszaki. W pokoju obok łączącym moją sypialnie urządziłam sobie salonik.
Poustawiałam sobie meble tak jak mi się podobało. Na półeczkach ustawiłam to co mi jeszcze zostało. Powiesiłam obraz na ścianę i musiałam zejść po drabinkę żeby powiesić firankę. Max już siedział na dole w salonie. Nie odzywając się nic poszłam to schowka. Wzięłam to co było mi potrzebne i wróciłam na górę. Powiesiłam firankę. Przetarłam z kurzy trochę ściany. Korzystając z tego że już mam drabinkę powiesiłam w reszcie pokoi firanki. Wieczorem powynosiłam kartony do śmietnika i zobaczyłam że obok mnie mieszka jakiś przystojny chłopak. Pomachał mi kiedy mnie zobaczył. Blado się uśmiechnęłam i zajęłam kartonami. Chłopak jednak nie zrezygnował i podszedł do płata.
-Cześć- odezwał się pierwszy.- Jestem Josh.-uśmiecha się promiennie. Spojrzałam w kierunku domu.
-Caroline-odpowiadam cicho.
-Nowa?
-Tak. Wczoraj się przeprowadziłam.-mówię tak cicho że nie mam pewności czy usłyszał. Kieruję kolejny raz spojrzenie w stronę domu.
-Gdzie będziesz chodzić do szkoły?-pyta
-Do St. Paolo.
-Ja też tam chodzę. Jak chcesz mogę cię tam zaprowadzić.
-Dzięki. Dam sobie radę-odpowiadam cicho.
-Jak chcesz-mówi i uśmiecha się do mnie.
-Muszę wracać- mówię przepraszająco.
-W porządku.- Josh odwrócił się i odszedł od płotu. Ja również wróciłam do swoich obowiązków. Dokończyłam pakowanie pudeł i wróciłam do domu.
Tak jak się tego spodziewałam moja mama zatrzymała mnie w korytarzu z gniewną miną. Och... Czyżby na chwilę wróciła troskliwa mamusia? Pff... Żałosne. Starając się nie zwracać na nią uwagi poszłam na górę. Dokończyłam rozstawianie sprzętu muzycznego i tak miną mi cały dzień. Wieczorem rozpalili grilla i mnie zawołali na dół.
-Więc kochanie jak już ci wcześniej mówiłam-zaczyna radośnie- Pierwszą niespodzianką była przeprowadzka tutaj
-To nazywasz niespodzianką?-Musiałam zostawić przyjaciół, rodzinę, ojca.
-Oj Caro proszę cię... A drugą niespodzianką jest to że pobieramy się.
-Słucham?- Ton głosu podskoczył mi o prawie 2 tonacje.- Mamo czego ty ode mnie oczekujesz? Błogosławieństwa? Zostawiłaś ojca dla niego, zabrałaś mi wszystko co miałam i co? Teraz mi oznajmiasz że się macie zamiar pobrać? Postaw się na moim miejscu. Jak ty byś się czuła?
-Caroline-Przerywa mi ostro mama- Posuwasz się za daleko.
-Ja?-Pytam. Już nie mogę się pohamować. Łzy spływają mi po policzkach.- To ty się zabawiasz z tym pierzonym kretynem a mnie masz w dupie- Wykrzyczałam jej to w twarz i wybiegłam z podwórka.
Max objął mnie ramieniem i przytulił do siebie.
-Nie przejmuj się nią-prosi mnie łagodnie.
-Nie Max to moja córka. Ona potrzebuje mnie. Rozumiesz?
-Co chcesz przez to powiedzieć?-odsuwa mnie na odległość ramienia i przygląda mi się z niepokojem.
-Muszę się zająć Caro. Ona tego potrzebuje. To jeszcze dziecko. Bądź dla niej miły. Nie rób jej krzywdy.
- Czy ty nie słyszałaś jak mnie nazwała? Jestem pieprzonym kretynem.
- Max-ostrzegam go. - Nie przeginaj.
- Przepraszam. Postaram się -całuje mnie delikatnie. - Zjedzmy to co upieczone.
-Dobrze-blado się uśmiecham. Siadamy na leżankach i zaczynamy jeść kiełbaski z serem.
Poustawiałam sobie meble tak jak mi się podobało. Na półeczkach ustawiłam to co mi jeszcze zostało. Powiesiłam obraz na ścianę i musiałam zejść po drabinkę żeby powiesić firankę. Max już siedział na dole w salonie. Nie odzywając się nic poszłam to schowka. Wzięłam to co było mi potrzebne i wróciłam na górę. Powiesiłam firankę. Przetarłam z kurzy trochę ściany. Korzystając z tego że już mam drabinkę powiesiłam w reszcie pokoi firanki. Wieczorem powynosiłam kartony do śmietnika i zobaczyłam że obok mnie mieszka jakiś przystojny chłopak. Pomachał mi kiedy mnie zobaczył. Blado się uśmiechnęłam i zajęłam kartonami. Chłopak jednak nie zrezygnował i podszedł do płata.
-Cześć- odezwał się pierwszy.- Jestem Josh.-uśmiecha się promiennie. Spojrzałam w kierunku domu.
-Caroline-odpowiadam cicho.
-Nowa?
-Tak. Wczoraj się przeprowadziłam.-mówię tak cicho że nie mam pewności czy usłyszał. Kieruję kolejny raz spojrzenie w stronę domu.
-Gdzie będziesz chodzić do szkoły?-pyta
-Do St. Paolo.
-Ja też tam chodzę. Jak chcesz mogę cię tam zaprowadzić.
-Dzięki. Dam sobie radę-odpowiadam cicho.
-Jak chcesz-mówi i uśmiecha się do mnie.
-Muszę wracać- mówię przepraszająco.
-W porządku.- Josh odwrócił się i odszedł od płotu. Ja również wróciłam do swoich obowiązków. Dokończyłam pakowanie pudeł i wróciłam do domu.
Tak jak się tego spodziewałam moja mama zatrzymała mnie w korytarzu z gniewną miną. Och... Czyżby na chwilę wróciła troskliwa mamusia? Pff... Żałosne. Starając się nie zwracać na nią uwagi poszłam na górę. Dokończyłam rozstawianie sprzętu muzycznego i tak miną mi cały dzień. Wieczorem rozpalili grilla i mnie zawołali na dół.
-Więc kochanie jak już ci wcześniej mówiłam-zaczyna radośnie- Pierwszą niespodzianką była przeprowadzka tutaj
-To nazywasz niespodzianką?-Musiałam zostawić przyjaciół, rodzinę, ojca.
-Oj Caro proszę cię... A drugą niespodzianką jest to że pobieramy się.
-Słucham?- Ton głosu podskoczył mi o prawie 2 tonacje.- Mamo czego ty ode mnie oczekujesz? Błogosławieństwa? Zostawiłaś ojca dla niego, zabrałaś mi wszystko co miałam i co? Teraz mi oznajmiasz że się macie zamiar pobrać? Postaw się na moim miejscu. Jak ty byś się czuła?
-Caroline-Przerywa mi ostro mama- Posuwasz się za daleko.
-Ja?-Pytam. Już nie mogę się pohamować. Łzy spływają mi po policzkach.- To ty się zabawiasz z tym pierzonym kretynem a mnie masz w dupie- Wykrzyczałam jej to w twarz i wybiegłam z podwórka.
Max objął mnie ramieniem i przytulił do siebie.
-Nie przejmuj się nią-prosi mnie łagodnie.
-Nie Max to moja córka. Ona potrzebuje mnie. Rozumiesz?
-Co chcesz przez to powiedzieć?-odsuwa mnie na odległość ramienia i przygląda mi się z niepokojem.
-Muszę się zająć Caro. Ona tego potrzebuje. To jeszcze dziecko. Bądź dla niej miły. Nie rób jej krzywdy.
- Czy ty nie słyszałaś jak mnie nazwała? Jestem pieprzonym kretynem.
- Max-ostrzegam go. - Nie przeginaj.
- Przepraszam. Postaram się -całuje mnie delikatnie. - Zjedzmy to co upieczone.
-Dobrze-blado się uśmiecham. Siadamy na leżankach i zaczynamy jeść kiełbaski z serem.
Super rozdział.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaciekawił, i jeszcze ten sąsiad.
Nie mogę się doczekać drugiego rozdziału.
Dziękuje za odwiedziny u mnie :)