środa, 23 lipca 2014

Rozdział 6

Po pierwszej lekcji przyszła do mnie Alice. Była bardzo zaniepokojona. Patrzyła na mnie i zastanawiała się czy może mi coś powiedzieć.
- Caroline.-Podchodzi do mnie.-Cześć.
-Cześć, coś się stało?
-Nie, To znaczy tak, możesz mi pomóc?
-A co się stało?-Pytam
- Nie wiem co robić. Przyczepił się do mnie taki jeden chłopak.
- Ale coś ci zrobił?
-Nie ale wiem że możesz coś zdziałać.
-A kto to?- zaciekawiona pytam?
-Josh Drack.
-A co on konkretnie zrobił.
-Przeczepił się jak rzep do buta. Od wczoraj chodzi za mną krok w krok, nie spuszcza mnie z oka.
-Rozumiem. I mam z nim porozmawiać?
-Tak, jeśli to nie problem.-Uśmiecha się. Kręce głową
-Dzisiaj będę się z nim widziała. pogadam z nim.
-Uczęszczaz na jakieś zajęcia z nim?
-Nie to mój przyszywany brat.
-Och. Nie wiedziałam.
-No ja też nie wiedziałam prawie tydzień temu.
-Miło.- Uśmiechnęłam się. Lekcje zleciały szybko. Bardzo. Na ostatniej lekcji jaką była MATMA. rozumiecie? Matma jako ostatnia. Porażka.  Zaproponowałam Alice żeby poszła do mnie i razem coś wymyślimy do tego. Chętnie się zgodziła.
- To co, idziemy?
-Pewnie.-Uśmiecha się. Po drodze dużo rozmawiałyśmy sporo się o sobie dowiedziałyśmy. Coś czuję że będziemy się dobrze dogadywać. W domu zaprowadziłam ją do siebie.
- Chcesz cos do picia?
- Wodę, jak masz poproszę.
-Pewnie, Zaraz wracam- Uśmiecham się i wychodzę. Na dole natknęłam się na mamę.
-Cześć kochanie, Nowa koleżanka?
-Mhm-Uśmiecham się. Biorę wodę i dwa kubki i maszeruję na górę. Wieczorem przyszedł do mnie Josh.
-Cześć mała- Uśmiechnął się.- Cześć- Mówi do Alice.
-Cześć- Odpowiada Nie patrząc na niego.
-Caroline możesz przynieść coś d jedzenia?- Postawił na stół wódkę
- Nie zamierzam znowu pić. Poczekaj do piątku to się rozpali grilla- Mówię i uśmiecham się widząc jak ona patrzy na Alice.
- Eee co? A tak. No dobra.
- Alice?
-Tak?- Podnosi na mnie wzrok.
-Mam zacząć teraz czy później?
-Później.
- Słuchaj brat. Słuchy nie doszły że szalejesz za jakąś panienką. To prawda?
- Emm- Jebną buraczka. To jest o. Zawstydzony brat. Zaczęłam się śmiać a Alice dziwnie się na mnie popatrzyła
-To jak?
-Na prawdę teraz mamy  tym rozmawiać?
-I tak ci nie odpuszczę.-Ostrzegam go.
- Wiesz co? Ja już się będę zwijać- Mówi Alice.- Późno się zrobiło.
- Odprowadzę cię.- mówię ale między mnie a nią wcina się mój brat.
-Ja to zrobię.- mówię
- Może tak być?-Pytam Alice. Ta zaś tylko wzruszyła ramionami. Zakochana para wyszła z domu a ja posprzątałam i schowałam wódkę.
-Caro?-Mama zawołała. Wzięłam kubki i zeszłam.
-Co?
- Ja jurto wyjeżdżam z Maxem Do końca tygodnia
-Aha i co?
- Zostaniesz pod opieką Ojca.
-CO? No chyba sobie żartujesz. Jestem na tyle dorosła że mogę zostać bez opieki. Wybieraj albo ojciec albo Josh.
-Josh.
-Dobra. To pogadaj z nim. my w nocy jutro wyjedziemy to niech tu przyjdzie już nocować
-No dobrze.- Wstawiłam naczynia do zmywarki i wróciłam na górę.- Josh słuchaj...- Zaczęłam ale nie mogłam dokończyć
-Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego przy niej?
-A to ona?
- Nie udawaj.
-Nie wiedziałam. Przepraszam.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Przepraszam.
-To co to za sprawa?
-Bo moja mam jedzie do końca tygodnia i mam się zapytać czy możesz ze mną zostać żebym nie siedziała sama.
-No jasne.- Uśmiecha się szeroko. Już ja zdążyłam poznać jego uśmieszek.
-Nie, nie będzie picia.
-No proooszę.
-Nie i koniec. Ja nie zamierzam później sprzątać całego domu z wymiocin
 -No dobra no- mówi smutno
-To powiedz mi co do niej czujesz- Zaczynam i połknął haczyk i zaczyna opowiadać.
 

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 5

Spojrzałam na niego i zobaczyłam jak się uśmiecha.
- Spodziewałaś się że cię pocałuję?
-Nie-mówię zgodnie z prawdą.
-To cie pocałuję.- mówi i nachyla się w moim kierunku.
-Ja ci kurwa dam- Josh złapał go za włosy i odsuną go ode mnie.- Spojrzał na mnie.- W porządku?
-Nie odzywaj się do mnie- mówię do niego i wstaję z łóżka.  Wściekła zakładam jego koszulę i idę do łazienki. Obaj chłopcy zaskoczeni moim zachowaniem patrzą na siebie. Zatrzaskuję drzwi do pomieszczenia i puszczają mi nerwy.
-Mała otwórz- Mówi Josh spokojnie.- Caro. Proszę.- Otworzyłam drzwi z zasuwki. Wszedł do środka.
- Co?- Warczę do niego
-O co ci chodzi?
-O co mi chodzi?- Pisnęłam- Popatrz na siebie jak ty się zachowujesz? Nie pomyślałeś że ja tego chce?- Powiedziałam cicho i spokojnie.
- A chciałaś?
- Tak.- Chłopak skiną głową i wyszedł z łazienki. Słyszałam że o czymś mówi ale nie wiedziałam o czym. Przemyłam wodą twarz i umyłam ząbki. Wzięłam się za rozczesywanie włosów.
- To nie był najlepszy pomysł z tym całowaniem.- Powiedział. Nawet na niego nie spojrzałam- Przepraszam że tak wyszło- Dalej byłam skupiona na rozczesywaniu włosów.- Przepraszam. Powiedz coś do mnie.- Cisza.- Proszę cię Caro
-No co? Co chcesz usłyszeć?
- Fajnie że się odzywasz.
-Mhm też się cieszę.
-Nie bądź taka.
-Jaka?
-Taka oschła.
-Nie jestem oschła. Ty jeszcze nic nie wiesz ani o mnie ani o tym jaka jestem więc teraz wyjdź bo chcę się ubrać.- Zamknął drzwi. Nałożyłam na siebie koszulę w kratę i dopasowane rurki.  Pomalowałam się i wyszłam. W pokoju zobaczyłam Maxa. Stał między chłopakami.- CO tu się dzieje?
-  O dobrze że jesteś. Chłopaki trochę wyzywali się i mało brakowało a doszło by do bójki.
- Czy wam na głowę padło?- Josh ciężko dyszał. A Eric patrzył na niego spodełba- Do cholery czy ja mówię do ściany?-Wrzasnęłam zdzierając gardło. Wszyscy spojrzeli na mnie - Co wy sobie wyobrażacie? Zachowujecie się jak pięciolatki. -Dalej krzyczałam Mama wbiegła do pokoju nie wiedząc co się dzieje. Stanęła jak wmurowana patrząc na naszą czwórkę. - Wyjdźcie. Obaj. TERAZ.
-Ale-Josh  zaczął.
-JUŻ W TYM MOMENCIE!!-Wydarłam się na niego.- I ty też.- Spojrzałam na Erica
-To ja już nie jestem potrzebny- Max puszcza ich i idzie do swojej żony.
-Caroline...-Zaczyna Josh.
-Proszę dajcie wy mi wszyscy święty spokój.
- Ale... Nie wyjdę stąd dopóki ze mną nie porozmawiasz
-Mów- powiedziałam i patrzyłam na niego wściekła
-Możemy zostać sami?
-Mamo możecie?
-Tak- Powiedziała i zabierając Erica ze sobą zostaliśmy sami.
-Co?-Pytam
- Kotek nie gniewaj się na mnie.
-Co ty sobie myślałeś?
-Sprowokował mnie
- Przestań pieprzyć głupoty i mnie przytul-mówię  a on z ulgą mnie przyciąga do siebie.

środa, 28 maja 2014

Rozdział 4

Z uśmiechem na twarzy weszłam do domu. Pokazałam się że jestem i poszłam do siebie. Rozłożyłam sobie plan na łóżku i spakowałam książki do torby. Między zeszytami natknęłam się na ten tekst. Podpisany był ale o dziwo nie jej imieniem i  nazwiskiem ale Eric Volvarine.

Nie mam siły, by wstać,
nie mam siły, by iść.
Nie mam siły, by grać,
nie mam siły, by żyć.
Eksploduje mój mózg,
atakuje mnie chłód.
Zasypuje rój gróz,
to rujnuje mnie znów,
ale nagle w żagle łapię ciepły wiatr,
znów pragnę, naprawdę widzę piękny świat.
Kiedy na rękach mam córkę IVE i Pauli,
wtedy wiem, że to Pan szczęście prawdziwe dał mi.
Pamiętam chwile, kiedy dopadał głód,
kiedy łapał za but, wtedy szlochał ten czub.
Tylko Juras podał dłoń, bracie, kocham Cię!
Dawid eksplodował, bo za długo szlochał, wiesz?

Ref.
Tyle chwil, które w nas są - one rodzą ból,
Te dni, które czas wziął, nie powrócą już.

Po każdej, największej burzy, ten promień musi wyjść.
On mówi nam "w stronę słońca idź", "w stronę słońca idź".
Juras zdjął mi kaganiec, Sokół spuścił ze smyczy.
Aura flow, super samiec nie wypuści zdobyczy, słyszysz?
To ten ćpun, jego bunt opanował Was
zanim tłum, zanim bum wylądował w snach.
Tulę mamę, mama dumna, płynie łza.
Wychowała dama chama, mama siłę ma.
Upadam, żeby powstać, wstaję, żeby biec.
Biegnę, żeby wygrać, Ty też!
Siostrzyczko, ciężko wychowywać samej córkę.
Mała księżniczko, wujek kocha Maję pszczółkę.
Kobiety zostawiały, one zdradzały mnie,
niestety rujnowały i się chowały w cień.
Ref.
Tyle chwil, które w nas są - one rodzą ból,
Te dni, które czas wziął, nie powrócą już.
Po każdej, największej burzy, ten promień musi wyjść.
On mówi nam "w stronę słońca idź", "w stronę słońca idź".
3. Kilka lat wstecz, nawet na mnie byś nie splunął.
Byłem nikim, szedłem, oczywiście z dumą,
bo czułem, że mam w głowie, w sobie, to coś,
bo poczułem, że ja zrobię Tobie kłopot.
Zraniony, skreślony, pokazał wam jaja,
odrodzony, uwolniony, pokonał Van Damme’a.
Wierzyliśmy w siebie, razem ze mną Eska,
zmieniliśmy scenę, jadę w ciemno gdzieś tam.
Dokąd? Nie wiem, ale wierzę przyjacielu,
że ten pociąg, ten jeden, nas zawiezie do celu.
To dla braci i sióstr sercem z wami,
niech nas prowadzi Bóg, nasze serce krwawi.
Ref.
Tyle chwil, które w nas są - one rodzą ból,
Te dni, które czas wziął, nie powrócą już.

Po każdej, największej burzy, ten promień musi wyjść.
On mówi nam "w stronę słońca idź", "w stronę słońca idź".


To jest świetne ale ja nie potrafię ułożyć do tego podkładu. Wpadłam na pomysł że sobie to skseruję i jak coś mi wpadnie do głowy się odezwę. Nagle rozległo się pukanie na schodach u mnie. Podeszłam żeby zobaczyć kto to. Nie spodziewałam się tutaj tej osoby a w zasadzie osób. Stanęłam jak wryta. Josh i Eric.
- Co wy tu robicie?- Patrzę to na jednego to na drugiego
-Ja przyszedłem bo mnie zapraszałaś wcześniej- uśmiechnął się promiennie. Przeniosłam spojrzenie na Erica.
-A ja przeprosić i z nim posiedzieć.
-Ookej. -Wpuściłam ich do środka i poszłam z nimi do saloniku. Zaraz moja mama przyniosła kilka szklanek napój i coś do jedzenia. Gdy tylko ona wyszła przylazł Max i przyniósł butelkę. Chłopaki popatrzyli na siebie i na mnie. Wzięłam od Maxa butelkę i nalałam sobie do szklanki i zalałam to sokiem pomarańczowym. Chłopaki polewali między sobą i mi jak się skończyło i było ciekawie. Graliśmy w karty i przed 1 się pospaliśmy. Ja usnęłam Joshowi na kolanach a Eric z głową na moich kolanach. Rano obudziliśmy się u mnie na łóżku. Ja leżałam na brzegu obok mnie Eric i dalej Josh. Otworzyłam te zaspane oczy i zobaczyłam że Eric podpiera się na łokciu i patrzy na mnie.
-Dzień dobry-mówi. Ma odkryte ramiona... Coś mi tu nie pasuje. Spojrzałam w dół i zobaczyłam że leże w samej bieliźnie i to koronkowej. Złapałam na kołdrę i naciągnęłam ją do pępka bo chłopak mnie powstrzymał.
-Nie zasłaniaj swojego pięknego ciała.
-żeby jeszcze było się czym chwalić.- chcę się odkręcić na drugi bok ale ten cham i prostak mi nie pozwolił.
-Dalej się gniewasz za tamto pod szkołą?
-Tak. - Nagle znalazł się nade mną- Co ty robisz?
-Przepraszam cię.- wyszeptał mi na ucho i zaczął całować po policzku na linię żuchwy  na szyję. Odsunęłam głowę do góry dając mu lepszy dostęp. Znowu powrócił na żuchwę i policzek. zatrzymał się niebezpiecznie blisko ust.

sobota, 3 maja 2014

Rozdział 3

Przeszłam do saloniku i usiadłam w fotelu. Zamknęłam oczy i przez chwilę siedziałam w milczeniu myśląc o nowej szkole. Gdy je otworzyłam zobaczyłam że mężczyzna stoi oparty o futrynę i przygląda mi się z zaciekawieniem.-Fajnie się bawisz?-Pytam obojętnym tonem.
-Fantastycznie-odpowiada ironicznie- Mogę usiąść?
-To twój dom-mówię wbijając wzrok w dłonie
-Teraz to mieszkanie jest twoje.-oznajmia.- Chcę żebyś się tu czuła swobodnie. Nie chcę żebyś się mnie bała. W tedy co ci zrobiłem krzywdę byłem pod wpływem-wyznaje.
-Mama wie?
-Nie.-wydaje się skruszony- Niech to zostanie między nami.
-Dalej bierzesz?-pytam cicho nie patrząc na niego.
-Nie już nie biorę.-Mówi spokojnie.- Nie chcę żebyś się mnie bała. Nie chcę żeby między nami było na pieńku. Ja i twoja mama chcemy się pobrać. Zaakceptuj to proszę. Zależy mi na niej jak na nikim innym. Teraz ty tu mieszkasz... I wiesz co-mówi- Fajnie się tu urządziłaś.
-Dziękuję. Chciałabym cię przeprosić że tak cię nazwałam ale mnie poniosło. Mam nadzieję że mi wybaczysz.
- Znamy się rok, żyję prawie 40 lat i nikt mnie nie nazwał pieprzonym kretynem- śmieje się- Mój pierwszy raz.
- Poważnie?
-Tak. Nawyzywali mnie od świń idiotów kretynów i tym podobnych.
- No widzisz. Polecam się na przyszłość. -uśmiecham się.
- Zjedziesz do nas?-pyta mnie z jakimś dziwnym uczuciem
- Nie. Położę się. Trochę zmarzłam wcześniej i włączę sobie jakiś film.
-Przynieść ci coś?-pyta miękko.
-Nie dzięki jak coś będzie mi potrzeba wezmę sobie sama.
-No dobrze-mówi i wzdycha- jak chcesz.- Wstał z kanapy i zatrzymał się w drzwiach.- Twoja matka się uciesz jak zejdziesz do nas.
-Może innym razem. Nie najlepiej się czuję.
-Mam jej to przekazać?
-Jak chcesz ją stracić na co najmniej tydzień śmiało. Jak nie. To nie radzę ci tego robić.
-To powiem jej że jesteś zmęczona i innym razem zejdziesz do nas.
-Ej-wołam za nim. a ten wraca się.- Jak już się pobierzecie-zaczynam- Nie wiem na kiedy to planujecie... Jak mam się do ciebie zwracać?
-Tak jak teraz. Po prostu Max.
-Okej-mówię. Mam teraz trochę do myślenia
 - To zostawię cię teraz samą
-Dobrze- Uśmiecham się

Pierwszy dzień w szkole. Bomba.  Siedziałam pod klasą i patrzyłam tępo w ścianę. Uczniowie zaczynali się powoli gromadzić pod klasą. Pierwsza lekcja zleciała dość szybko. Później następna i następna i tak do końca. Pod szkołą zaczepiła mnie dziewczyna
- Emm Caroline?
-Tak?-Odwróciłam się.
-Hej. Ja jestem  Alice.
-Tak siedziałaś obok mnie na biologii.
-Tak. Na godzinie wychowawczej powiedziałaś że trochę się interesujesz muzyką...-Zaczęła
-Tak i co?- łagodnie zapytałam
-I chciałabym się zapytać czy mogłabyś mi spróbować stworzyć jakiś podkład do tego-podała mi arkusz papieru. Spojrzałam na nią dziwnie.
-Nie wiem. Słuchaj zastanowię się i dam ci znać. - Mówię spokojnie. - Mogę podać ci swój numer.
-Jasne.- Wyciągnęła kartkę i długopis. Zapisałam kilka cyferek na arkuszu i uśmiechnęłam się. - Odezwę się do ciebie wieczorem. Może być?
-Pewnie.- Rozeszłyśmy się. Wychodząc z terenu szkoły wpadłam na jakiegoś nawet nie brzydkiego chłopaka
-Uważaj- Warkną i wyskoczył do mnie z łapami.
- Eric puść ją- Wrzasnął Josh zwracając na nas uwagę pozostałych.
-A ty co? Zadrwił- Obrońca księżniczki.
-Eric...-Wyluzuj trochę. Poklepał Chłopaka po ramieniu.
-Przepraszam- mówi chamsko.
- Bez łaski- mówię pod nosem mając nadzieję że tego nie usłyszy. Zwinnie przechodzę pod jego ramieniem i szybkim krokiem idę w stronę domu.
-Ej zaczekaj.- Krzyknął za mną. Nie zwracałam na to uwagi.- Zaczekaj. Wbiegł przede mnie zagradzając mi tym samym drogę.- Ja chciałem cię przeprosić...
-Za co?-Zapytałam cicho.
- Za to co powiedziałem w kawiarni. Wszystko mi powiedział. Przepraszam.
-W porządku. Nic się nie stało.- Mówię spokojnie.- Możemy już iść?
-Pewnie.- Uśmiechnął się. Byliśmy już prawie pod domem.- Dlaczego jesteś taka cicha? Zawsze taka jesteś?- Kręcę głową uśmiechając się lekko.
- Wpadnij do mnie jak chcesz.
-Dzięki za zaproszenie. Może później.
- Jasne.- Uśmiecham się szerzej. Przed furtką przytulam go na pożegnanie.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 2

 Biegłam na oślep. Kilka przecznic dalej wpadłam komuś w ramiona.
-Caro?-zapytał bardzo dobrze znany mi głos
-Tato. Co tu robisz?
-Co się stało?- Zapytał mężczyzna marszcząc czoło.
- Nie chcę o tym rozmawiać.-Próbuję opanować szloch.
-Nie płacz-wyciera mi kciukami łzy i całuje w czoło.- Chodź. Napijesz się soku. I opowiesz mi co się stało.
-Nie chcę-protestuję- Nie teraz. Ale chętnie posłucham jak ty sobie układasz życie.-mówię prawie opanowanym głosem.
-Jak ja się powodzi-powiadasz..- No to dwa lata temu jak twoja matka mnie zostawiła wyjechałem tutaj. Poznałem fajną kobietę z dzieckiem. Chłopak jest mniej więcej w twoim wieku. Nicol była wdową. A teraz oczekujemy maluszka.
-Ooo-uśmiecham się do niego.- Moje gratulacje.- Patrzę na niego i zaczynam się śmiać
-Co?-pyta.- Mam coś na buzi?-szybko wyciera czystą buzię ręką.
-Nie-mówię i próbuję się pohamować.
-No to co?-pyta i zaczyna się denerwować. Spuszczam wzrok na swoje dłonie i widzę bliznę jaką wyrządził ni Max. Natychmiast przestaję się śmieć na o wspomnienie.
-Myszko dobrze się czujesz?-pyta zaniepokojony moją zmianą nastroju. Zakrywam bliznę i patrzę na niego.
- Tak dobrze się czuję. -Przyglądam się jego twarzy. Świeżo ogolony, nienagannie ułożone włosy, świeża, wypasowana koszulka i dżinsy.
-Prawie się nie zmieniłaś-mówi w końcu. Schudłaś na buzi i na ciele. Jego wzrok zatrzymuje się na dekolcie. -Ale niczego ci nie brakuje.- Uśmiecha się na jakieś wspomnienie.
-Tato-Zaśmiałam się do niego i wyciągnęłam do niego dłoń, ten ochoczo ją ujął. Za chwilę do lokalu wszedł zbulwersowany Josh.
-Co ty robisz?-Warknął do mojego taty.
- Josh. Siadaj-poprosił go spokojnie.
-Tato odwaliło ci już kompletnie? Za taką się brać.
-Chwila nie nadążam. "Tato'?
- To jest syn Nicol.-mówi i patrzy na mnie spokojnie.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie.-mówi zirytowany.- Jak możesz zostawić mamę dla niej?
-O nie. Wypraszam sobie.- wstaję od stołu.- Przepraszam.-zwracam się do niego chcąc wyjść.
-Caroline proszę cię-błaga ojciec.
-Nie będę wam przeszkadzać. - wyszłam z lokalu. Poszłam sobie do domu. W wejściu stanęła moja mama z Maxem.
-Przepraszam powiedziałam do niego i poszłam na górę. Rzuciłam bluzę na łóżko i poszłam do pokoju muzycznego jaki sobie urządziłam. Usiadłam na krześle i Wyjęłam sobie tekst piosenki i rozłożyłam na podstawkach. Grając wyłączam się całkiem i zapominam o całym świecie. Uwielbiam swojego "Bob'a" i za żadne skarby go nie oddam. Odstawiłam ostrożnie moją gitarę i do pokoju weszła mama.
- Córeczko-zaczęła- Wiem że jest ci ciężko.
-Wcale nie wiesz.
-Wiem jak to jest. Czujesz się odtrącona i myślisz że mam ciebie gdzieś.- Mówi spokojnie.- A to nie jest prawda. Jesteś całym moim światem i Ciebie kocham najbardziej. Jeśli pomyślałaś że się tobą nie przejmuję to przepraszam. Ale kiedy ty wychodzisz, nie mogę spać i czekam aż ty wrócisz. Ale teraz mam jeszcze jego. Proszę zaakceptuj to że go pokochałam i chcę dzielić z nim życie.
- Nie mamo. Nie pamiętasz jak mnie pobił? Nie pamiętasz tego jak mi zrobił krzywdę?
- To było dawno temu on  się zmienił.
-Nie zmienił się. Ja mu tego nie wybaczę. Może jest i fajny i da się z nim pogadać ale ja mu tego nie podaruję. Przez niego musiałam mieć pięć szwów. -staram się nad sobą panować ale coś mi to nie idzie
-Proszę nie psuj mi togo. Zależy mi na nim i chcę z nim być. -ona jest nadzwyczaj opanowana.
-Rób sobie co chcesz. Ale może byś mi poświęciła mi trochę uwagi.
- To się zmieni. A to że nic nie mówiłam przez ostatni czas nie znaczy że tego nie zauważałam.- Jezu jak ona to robi. Taka spokojna.
- Możesz mnie już zostawić?-Pytam
-Max chciał z tobą porozmawiać.-Oznajmia.
-Ale ja nie chcę z nim rozmawiać.-Mówię już trochę ze złością.
-Proszę porozmawiaj z nim.
-Nie mamo. Nie chcę. Bo to wszystko wróci.
-Caroline-mówi błagalnie.
-Tylko chwilę.-mówię ostro podkreślając każde słowo.
-Dobrze.-zadowolona wyszła z pomieszczenia.

Rozdział 1

 Sobota. Budzik obudził mnie o 7 rano. Podniosłam się niechętnie z łóżka i poszłam z kosmetyczką do łazienki. Szybko doprowadziłam się do porządku. Włosy związałam w koński ogon i wzięłam się za rozpakowywanie swoich ubrań. W szafie wszystko starannie poukładałam. trochę porozkładałam po pułkach w komodzie. Z kartonami z odzieżą zeszło mi się do południa. Później zabrałam się za zdjęcia. Powiesiłam na ścianie zdjęcia z tatą, z przyjaciółmi. Ogólnie pamiątki jakie mi zostały po nich. Na komodzie poustawiałam figurki jakie miałam. Kilka aniołków, rybki statek z muszli misie,  pieski, krasnala z soli, Krasnala ze słomy i jeszcze wiele innych. Na drugiej półce postawiłam pluszaki. W pokoju obok łączącym moją sypialnie urządziłam sobie salonik.
Poustawiałam sobie meble tak jak mi się podobało. Na półeczkach ustawiłam to co mi jeszcze zostało. Powiesiłam obraz na ścianę i musiałam zejść po drabinkę żeby powiesić firankę.  Max już siedział na dole w salonie. Nie odzywając się nic poszłam to schowka. Wzięłam to co było mi potrzebne i wróciłam na górę. Powiesiłam firankę. Przetarłam z kurzy trochę ściany. Korzystając z tego że już mam drabinkę powiesiłam w reszcie pokoi firanki. Wieczorem powynosiłam kartony do śmietnika i zobaczyłam że obok mnie mieszka jakiś przystojny chłopak. Pomachał mi kiedy mnie zobaczył. Blado się uśmiechnęłam i zajęłam kartonami. Chłopak jednak nie zrezygnował i podszedł do płata.
-Cześć- odezwał się pierwszy.- Jestem Josh.-uśmiecha się promiennie. Spojrzałam w kierunku domu.
-Caroline-odpowiadam cicho.
 -Nowa?
-Tak. Wczoraj się przeprowadziłam.-mówię tak cicho że nie mam pewności czy usłyszał. Kieruję kolejny raz spojrzenie w stronę domu.
 -Gdzie będziesz chodzić do szkoły?-pyta
-Do St. Paolo.
-Ja też tam chodzę. Jak chcesz mogę cię tam zaprowadzić.
-Dzięki. Dam sobie radę-odpowiadam cicho.
-Jak chcesz-mówi i uśmiecha się do mnie.
-Muszę wracać- mówię przepraszająco.
-W porządku.- Josh odwrócił się i odszedł od płotu. Ja również wróciłam do swoich obowiązków. Dokończyłam pakowanie pudeł i wróciłam do domu.
Tak jak się tego spodziewałam moja mama zatrzymała mnie w korytarzu z gniewną miną. Och... Czyżby na chwilę wróciła troskliwa mamusia? Pff... Żałosne. Starając się nie zwracać na nią uwagi poszłam na górę. Dokończyłam rozstawianie sprzętu muzycznego i tak miną mi cały dzień. Wieczorem rozpalili grilla i mnie zawołali na dół.
-Więc kochanie jak już ci wcześniej mówiłam-zaczyna radośnie- Pierwszą niespodzianką była przeprowadzka tutaj
-To nazywasz niespodzianką?-Musiałam zostawić przyjaciół, rodzinę, ojca.
-Oj Caro proszę cię... A drugą niespodzianką jest to że pobieramy się.
-Słucham?- Ton głosu podskoczył mi o prawie 2 tonacje.- Mamo czego ty ode mnie oczekujesz? Błogosławieństwa? Zostawiłaś ojca dla niego, zabrałaś mi wszystko co miałam i co? Teraz mi oznajmiasz że się macie zamiar pobrać? Postaw się na moim miejscu. Jak ty byś się czuła?
-Caroline-Przerywa mi ostro mama- Posuwasz się za daleko.
-Ja?-Pytam. Już nie mogę się pohamować. Łzy spływają mi po policzkach.- To ty się zabawiasz z tym pierzonym kretynem a mnie masz w dupie- Wykrzyczałam jej to w twarz i wybiegłam z podwórka.

Max objął mnie ramieniem i przytulił do siebie.
-Nie przejmuj się nią-prosi mnie łagodnie.
-Nie Max to moja córka. Ona potrzebuje mnie. Rozumiesz?
-Co chcesz przez to powiedzieć?-odsuwa mnie na odległość ramienia i przygląda mi się z niepokojem.
-Muszę się zająć Caro. Ona tego potrzebuje. To jeszcze dziecko. Bądź dla niej miły. Nie rób jej krzywdy.
- Czy ty nie słyszałaś jak mnie nazwała? Jestem pieprzonym kretynem.
- Max-ostrzegam go. - Nie przeginaj.
- Przepraszam. Postaram się -całuje mnie delikatnie. - Zjedzmy to co upieczone.
-Dobrze-blado się uśmiecham. Siadamy na leżankach i zaczynamy jeść kiełbaski z serem.
 

sobota, 5 kwietnia 2014

Wprowadzenie

Trudno jest zacząć wszystko od nowa w nowym miejscu. Wszyscy wytykają cię palcami. Obgadują. Wymyślają niestworzone rzeczy na twój temat. Przeprowadziłam się tu z mamą i jej Maxem -jej kochankiem.  Nie lubimy się. A moja mamuśka nie widzi świata po za nim. To przez niego musiałam zostawić wszystkich znajomych przyjaciół i rodzinę. Nie znam jeszcze okolicy, nie wiem jakich mam sąsiadów. W ogóle nic nie wiem. Ale cóż... Trzeba się przyzwyczajać. Jutro sobota. Mam weekend na rozpakowanie się i przygotowanie do kolejnego upokorzenia w szkole.